Islandia

Dla niektórych idealne wakacje i odpoczynek od codziennej rutyny to hotel 5 gwiazdkowy z basenem. I rozumiem to ! Pracując codziennie na 200 % każdy chce czasami poleżeć i nic nie robić. Jednak ja zawsze szukałam czegoś więcej… chciałam doświadczać rzeczy które sprawią, że będę miała gęsią skórkę… Przeglądając milion fotografii z mrocznej Islandii marzyłam o tym żeby i moja noga stanęła na tej tajemniczej ziemi- innej planecie z bajki. Zawsze było to tylko marzenie … bo przecież z kim tam pojadę ? Jak mnie będzie stać na taki wyjazd ? I wiele wiele więcej pytań, które przesuwały w czasie tę przygodę. I pewnego dnia powiedziałam sobie, że to jednak nie jest moje kolejne marzenie tylko cel ! Cel który zrealizuję jeszcze w tym roku. Szalona! – mówili. Nikt nie pojedzie z tobą na wyjazd na którym wszystko jest jedną wielką niewiadomą. Z jednym się zgodzę, miał to być jeden wielki survival. Ale czy nikt nie pojedzie … hmm … 

Ja: Halo ? Olga ? Lepiej usiądź bo mam dla Ciebie wiadomość ! 

Olga: Siedzę na blacie w kuchni. Co jest ? 

Ja: Chcę zorganizować trip życia ! Będziemy spać na dziko pod namiotami i kąpać się w gorących źródłach zamiast pod prysznicem ! Jest tylko jeden minus tego wspaniałego planu… będzie cholernie zimno ! 

Olga: cisza…

 

Kilka tygodni po rozmowie z Olgą spotkałyśmy się u kolegi na imprezie. 

Kiedy sączyłam już pierwszego drinka, usłyszałam z drugiego końca mieszkania: Aśka ! Jest tutaj chłopak, który idealnie nadaję się na twoją wyprawę- lubi spać na ziemi, często chodzi po krzakach i ogólnie fajny chłopak z niego. Myślę… przyda się ktoś taki… swego rodzaju przewodnik ! Ja oczywiście w między czasie szukałam osoby, która sklei w całość tak różnych od siebie ludzi…Mamy Olgę- zorganizowaną wariatkę z wiecznym uśmiechem na twarzy, Cinka- przystojniaka, narzeczonego Olgi od którego bije niesamowity spokój ducha i Wojtka- przewodnika, człowieka zagadkę, który ogólnie mało mówi. A do takiej ekipy idealnie pasuje Jula- słodka, niewinna powierniczka wszystkich trosk. I to się nazywa idealna ekipa na TRIP ŻYCIA !  

Czas: 10 dni PAŹDZIERNIK 

Lista rzeczy niezbędnych: 

  • 3 polary
  • 2 swetry
  • 2 kurtki (na pewno jedna zamoknie w najmniej oczekiwanym momencie więc dobrze jest mieć ze sobą drugą aby nie zamarznąć)
  • rękawiczki, czapka, kalesony
  • mokre chusteczki (współtowarzysze wyprawy pukali mnie po głowie, że chcę zabrać 3 ogromne opakowania, później całowali mnie po rękach. Przy braku bieżącej wody były zbawieniem. Służyły między innymi jako prysznic i gąbka do garnków )
  • gruby śpiwór- najlepiej z pierza gąski (serio !)
  • namiot, karimaty lub materac(Dmuchany ustami… My od wypożyczalni dostaliśmy taki który pompuje się elektrycznie jednak chyba zapomnieli że nie mieliśmy dostępu do prądu przez 10 dni i spaliśmy na nienapompowanym)
  • jedzenie w puszkach, konserwy, pasztety, zupki z proszku
  • palnik do kuchenki gazowej, kilka butli z gazem 
  • nawigacja, power banki 
  • suchy szampon (dziewczyny uwierzcie mi, wiem co mówię)
  • termos (ciepła herbata czy kawa chociaż na chwilę rozgrzewała nas od środka)
  • mały scyzoryk

 

Tak wyglądał nasz pierwszy nocleg. Kiedy odebraliśmy auto i namiot powoli robiło się ciemno… co oznaczało jedno- Czas szukać miejsca do spania. Okazało się, że nie jest to takie proste. Z dnia na dzień nabieraliśmy wprawy w wyszukiwaniu miejsc idealnych na nocleg, jednak pierwszego dnia czuliśmy się zagubieni. Jeździliśmy autem po pustkowiu… mijały kolejne minuty a słońce uciekało zdecydowanie za szybko. Wreszcie poddaliśmy się i rozbiliśmy namiot na mchu. Jednak nie idźcie w nasze ślady, mech łatwo zniszczyć a jego odrastanie trwa dekady ! Więcej nie popełniliśmy tej strasznej zbrodni.

Valahnúkur i otaczające górę widoki

Gunnuhver

Blue Lagoon to zdecydowanie miejsce na wypoczynek i regenerację. Zapach unoszący się w powietrzu nie należy do najprzyjemniejszych, ale gorąca woda pozwala się odprężyć- podobno. Dlaczego podobno ? Ponieważ my przyjechaliśmy tylko zobaczyć wyżej wymienioną atrakcję. Ukradkiem z dziewczynami wślizgnęłyśmy się na taras hotelu i oglądałyśmy moczących się ludzi. Wtedy jeszcze nie odczuwałyśmy braku bieżącej wody…

Kąpiele w gorących źródłach przy blasku księżyca

Aby w pełni doświadczyć uroków Islandii koniecznie trzeba wyruszyć w głąb tej wyspy na DZIKO ! Jeśli pojechalibyśmy zorganizowaną wycieczką lub spali w hotelach nie odczulibyśmy w pełni uroków tej krainy. Wyobraźcie sobie zimną noc… tylko czołówki oświetlają wam drogę a wy szukacie małej dziury w ziemi bo wyczytaliście gdzieś w internecie że MOŻLIWE, że właśnie tutaj się znajduje. My nie musimy sobie tego wyobrażać … tak właśnie było. Pierwszą kąpielą o zmroku była gorąca rzeka do której musieliśmy dosyć spory kawałek podejść pod górę. Okazało się, że jest to dosyć znane miejsce gdzie w ciągu dnia ciężko o wolną przestrzeń. My mieliśmy całą rzekę dla siebie. Zdjęcie Cinka poniżej. Kolejnej nocy spędziliśmy kąpiel w gorącym źródełku, którego trzeba było troszkę poszukać. Ale opłaciło się… Pijąc winko (zakupione na zapleczu jakiegoś sklepu z artykułami codziennego użytku) oglądaliśmy spektakl zorzy. Niestety nie udało nam się zobaczyć takiej jak jest na pocztówkach, ale malutka była :). 

Tak wyglądały nasze przeprawy autem. Coś wspaniałego ! W zasięgu wzroku nie widać nic… tylko my i otaczająca nas natura. Oczywiście nie zawsze towarzyszył nas taki spokój w podróży. Była również przeprawa przez rzekę i liczne niebezpieczne nierówności na drodze. Pojawiła się również śnieżyca ! Ale o tym później bo to dość ciekawa część naszej wyprawy.

Do niektórych miejsc docieraliśmy już po zmroku. Jak widać na zdjęciu wyżej. Jednak przy odpowiednich ustawieniach aparatu wychodziły takie piękne krajobrazy!

W trakcie wyjazdu moi przyjaciele zgodzili się na krótką sesję zdjęciową. Dla mnie to ogromna przyjemność dać im taką pamiątkę a dla nich z pewnością niecodzienna atrakcja. I bardzo im za to dziękuję ! Bo nie jest to łatwe biegać gołymi stopami po piasku przy minusowej temperaturze i przebierać się co chwilę na parkingach :). 

Noclegi 

Namiot był naszym głównym domem jednak po 5 dniach bez prysznica nastąpiło załamanie- głównie u żeńskiej części wyprawy. Kąpaliśmy się na stacjach benzynowych, jednak wydaje mi się, że dużo osób tak jak my chciało skorzystać z darmowej kąpieli. Dlatego umywalki były mikroskopijne … Stopę jeszcze można było włożyć, ale o głowie mogliśmy zapomnieć. I dlatego dwa razy spaliśmy w cywilizowanych miejscach. Nawet nie zdajecie sobie sprawy ile radości daje ciepły prysznic i możliwość umycia zębów pod bieżącą wodą ! Na tym wyjeździe przekonałam się jak mało jest mi potrzebne do szczęścia… 

Jednej nocy spaliśmy u holenderki. W ciepłych łóżkach z dostępem do łazienki. Tam postanowiliśmy wysuszyć suszarką nasz dom czyt. namiot. Który był przemoczony z każdej strony. 

Jeszcze innej nocy spaliśmy na campingu w namiocie. Był na nim dostęp do KUCHNI ! i łazienki. Wyobraźcie sobie nasze załamanie nerwowe kiedy okazało się, że możemy się wykąpać ale … mamy na to tylko 5 minut ! Prysznic był na żetony… Uwierzcie mi delektowałam się każdą kroplą padającą na mnie. 

Kolejną atrakcją związaną z noclegiem było uniknięcie mandatu. Znaleźliśmy w internecie kilka campingów, do jednego z nich po drodze postanowiliśmy pojechać. Nie zważając na znak- droga zamknięta, brak przejazdu ruszyliśmy dalej na nasz upragniony camping. Jak możecie się domyślać był on zamknięty a droga prowadząca do niego całkowicie rozkopana przez roboty drogowe. Więc postanowiliśmy rozbić się przy drodze. No dobrze… na drodze, żeby nie niszczyć mchu. Rano wychodząc z naszego domku usłyszeliśmy nadjeżdżające auto- był to Ranger ! No to klops … będzie mandat ! Ale on podszedł i mówi: Czy wy jesteście normalni… śpicie nie dość, że na drodze to jeszcze w Parku Narodowym ! Panowie weszli z nim w dyskusję i po chwili postanowił nas spisać i dać upomnienie uff… Tak mało brakowało. A tutaj zdjęcie z tego pamiętnego noclegu 

Śnieżyca ! I co teraz ? 

Jedną z niespodziewanych atrakcji jakie zapewniła nam Islandia była śnieżyca w trakcie szukania noclegu. I był to najlepszy nocleg, który zapadł mi w pamięć.  Ale od początku… Wojtek znalazł na pewnym blogu wzmiankę o domku/ schronie gdzie za darmo można przenocować. Pomyśleliśmy- super ! Zawsze to uchroni nas od wiatru i wilgoci. Jadąc w to miejsce coraz bardziej zaczynał padać śnieg… Totalne odludzie ! Nie było żywej duszy…Tylko góry i nasza RAVka. Cisza w aucie i nagle nawigacja mówi- miejsce docelowe znajduje się po lewej stronie. Aha. Przecież tam nic nie ma ! Dziewczyny z przyklejonymi nosami do szyby wyszukują chatki a Wojtek szaleniec ubiera czołówkę i mówi: Cinek idziemy się rozglądnąć ! To musi gdzieś tutaj być. I tak też zrobili. Nie było ich 30 minut… 40… godzinę !!! Ja nie wytrzymywałam… mówię- Co zrobimy bez facetów! My nawet parówek nie umiemy ugotować… Ja płacz, Jula cisza, Olga mówi żebym się ogarnęła… Ale z równie załamanym głosem jak mój. I nagle jest ! Światełko na szczycie góry ! Ale po co oni tam wchodzili !? Jest i drugie ! O mamo jesteśmy uratowani ! Jednak kiedy nasi dzielni mężczyźni wrócili, nie mieli dla nas dobrych wieści. Okazało się, że tutaj nic nie ma. Jednak coś podkusiło nas żeby ruszyć autem jeszcze dalej, ale w inną stronę. Może nawigacja się pogubiła… I okazało się, że tak właśnie było ! Naszym oczom ukazała się mała chatka. Jesteśmy uratowani ! Śnieżyca nam nie straszna. 

Schron był otwarty i ogólnodostępny, na stole leżała księga gości a z prawej strony domku równo ułożone kapcie (to akurat jest zagadką, co one tam robiły). 

To właśnie miejsce w którym czekałyśmy na Wojtka i Cinka. I ich światło z czołówek na szczycie góry. 

Dziękujemy domku za dach nad głową kiedy opadaliśmy już z sił  ! Fantastyczne doświadczenie 🙂 

Czarna Plaża to miejsce, które bardzo chciałam zobaczyć ! I dokładnie takie zdjęcie chciałam mieć. Udało się! Marzenia się spełniają. 

Na zakończenie kilka ciekawostek: 

Gotowaliśmy na butli gazowej w sposób pokazany na zdjęciu niżej. Często od wiatru zasłaniało nas tylko auto lub nasze własne ciała. Były to parówki, gołąbki i dodatkowo ugotowany ryż- który był tak twardy, że nie dało się go pogryźć i gotowe dania tj zupki chińskie. 

Bardzo często wiał silny wiatr 

Spotkaliśmy RENIFERY ! owieczki i to też takie z różowymi włosami ! Musicie mi wierzyć na słowo ponieważ nie zdążyłam zrobić sobie z nią selfie (a bardzo chciałam z racji że również wtedy miałam róż na głowie hihi) oraz foczki. 

Julka, Olga, Cinek i Wojtek- to dzięki Wam ten wyjazd był najpiękniejszą przygodą mojego życia ! Nie mogłam wymarzyć sobie lepszej ekipy ! I nawet wtedy kiedy dostaliśmy mandat za 2500 zł byliśmy jednością ! Oby więcej takich wyjazdów i ludzi ! 

Gdybym miała opisać wszystko co działo się w tym miejscu zabrakło by mi miejsca na serwerze ;). Więc jeśli ten wpis wam się spodobał i macie dodatkowe pytania- piszcie śmiało 🙂